Chyba czas wrócić do pisania artykułów.

Przede wszystkim za nieobecność przepraszam moich czytelników i już pędzę z nowymi podróżami, bo jednak się coś działo. Jak może pamiętacie, ostatni artykuł na blogu dotyczył wyjazdu motocyklowego na Podlasie. Zatem ten rok zacznę z tego samego punktu, Podlasie ma w sobie to coś.

Słowem wstępu. Poprzedni motocykl sprzedałem. W tym roku zakupiłem zaś następcę. Mniejszy, słabszy, ale bardziej terenowy. Po pierwszym przeglądzie, który utwierdził mnie, że nie trafiłem na przysłowiową „minę”, wybrałem się na pierwszą porządną wycieczkę. Stwierdziłem, że odwiedzę znane już miejsca i zobaczę, jak wyglądają na wiosnę.  Wybrałem się, zatem do Białowieży.

Wyjechałem 14 kwietnia koło godziny 10 rano. Pogoda była całkiem przyjemna. Nie za ciepło, ale słonecznie. A przede wszystkim sucho. Najpierw trasą S8 w stronę Wyszkowa. Potem na wschód przez takie miejscowości jak Brok i Bielsk Podlaski aż dojechałem do wsi Puchły. Wieś znana jest z tego, że jest jedną z trzech wiosek należących do tzw. „Krainy otwartych okiennic”. Kraina ta słynie z bogato zdobionych domostw i ich ślicznych okiennic. We wsi Puchły znajduje się także przepiękna, niebieska cerkiew.

Po krótkim obejściu wsiadłem na motocykl i pojechałem przez wsie Soce i Trześcianka w stronę miejscowości Narew, po drodze widząc kicającego zająca. Dzięki temu zaliczyłem wszystkie 3 wsie należące do „Krainy otwartych okiennic”. W tym miejscu zrobię małą dygresję. Czemu w Polsce odeszło się od okiennic? Poza starymi domami na wsi się już ich nie stosuje. A przecież to bardzo użyteczny wynalazek. W lecie można zamknąć okiennice i otworzyć okno, by mieć cień i przewiew. A w najmroźniejszą zimę dają dodatkową izolację. Można powiedzieć, że okiennice są staroświeckie, ale na przykład we Francji cały czas się je stosuje i prawie wszystkie domy i bloki (nowe też) mają okiennice. Osobiście też uważam, że okiennica może być ozdobą domu.

Po nacieszeniu oczu pięknymi domostwami jadę dalej. Następnym celem była Białowieża. Tam najpierw wszedłem na wieżę widokową na północ od miasta. Niestety nie było widać żadnego żubra.

Później podjechałem do „Szlaku dębów królewskich” gdzie pod wiatą zjadłem mały obiadek. Po tej krótkiej przerwie podjechałem pod samą granicę z Białorusią za miejscowością Grudki. Przejście graniczne dostępne tylko dla pieszych i rowerzystów, zatem musiałem zawrócić.  Przejeżdżając przez Białowieżę zobaczyłem dużego zaskrońca na drodze. Na sam koniec poszedłem do Miejsca Mocy, gdzie w spokoju mogłem zobaczyć białe kobierce leśnych kwiatów, a słońce powoli zachodziło za horyzont. W końcu wyruszyłem w drogę powrotną. Prosto na zachód, a potem trasą S8 do Warszawy. Łącznie zrobiłem 570km, co jest jak na razie moim rekordem życiowym, jeśli chodzi o ilość przejechanych kilometrów w ciągu jednego dnia na motocyklu. Motocykl okazał się sprawny i całkiem wygodny.

Tym krótkim artykułem chcę Was zachęcić do regularnego odwiedzania bloga, fanpage’u na Facebooku i Instagramie. Na mediach społecznościowych ostatnio całkiem często wrzucam zdjęcia z moim wypadów. Jeśli jeszcze nie obserwujecie, czas to zmienić, bo niedługo pojawią się kolejne artykułu i dzięki temu będziecie mogli być na bieżąco!

Pozdrawiam,
Witek