Semestr się skończył, zima przyszła, a martwe drewno nadal się rozkłada. 

    Krótki wyjazd do krainy wielkich dębów, zwanej bardziej krainą żubra. Oto kilka zdań i zdjęć z Puszczy Białowieskiej.

Piątek – 15.02.2013
    Wyjazd nastąpił o godzinie 9 rano. Droga do Wyszkowa, jak i dalej do Białegostoku, minęła bez problemów. W planach jest krótkie zwiedzanie Białegostoku. Około godziny 12 wjeżdżamy do miasta i szukamy miejsca parkingowego. Po znalezieniu w strefie płatnego parkowania nastąpiła chwila konsternacji. Gdzie jest parkometr? Szukam, szukam aż w końcu decyduje powiedzenie „koniec języka za przewodnika”. Dowiaduję się że gustowne, różowe bilety parkingowe mogę kupić w Cepelii naprzeciwko. Miła Pani ze sklepu pomaga mi je wypełnić. Po lekkim zaskoczeniu tej formy płatności wyruszamy na zwiedzanie miasta. Dochodzimy do rynku gdzie poza remontowanym ratuszem niewiele się dzieje. Wchodzimy do Katedry Białostockiej. Następnie znajdujemy bar mleczny, gdzie jemy ciepły barszczyk. Zwiedzając dalej miasto znajdujemy Uniwersytet Białostocki i Uniwersytet Medyczny. Ten drugi, przynajmniej część administracyjna, mieści się w Pałacu Branickich. W środku podziwiać można ładnie wykończone sale, malunki na ścianach i sufitach, a także kilka rzeźb. W drodze powrotnej do samochodu mijamy Muzeum Wojska Polskiego, przed którym stoi wagon. Tabliczka głosi że takimi wagonami deportowano Polaków w czasach IIWŚ. Wracamy do samochodu, herbatka i już ruszamy w drogę do Białowieży.

    Jadąc podziwiamy widoki. Krajobraz urozmaicają malutkie, drewniane i nierzadko bardzo kolorowe, cerkiewki. Jedna była cała niebieska, co robiło naprawdę ogromne wrażenie. Po niezbyt długim czasie dojeżdżamy do Białowieży. Znalezienie kwatery nie sprawiło większych problemów. Szybkie rozpakowanie i ogarnięcie się pozwala na pójście na spacer. Niestety już jest ciemno zatem zdjęć się nie porobiło. Podczas spaceru udało się zwiedzić park pałacowy, znaleźć Cerkiew, sklep i jakąś restaurację. Po powrocie szybka kolacja przygotowana na palniczku turystycznym (cii… nie było aneksu kuchennego to trzeba było sobie jakoś radzić). Jeszcze tylko partyjka w Magnum Sal (gra planszowa) i czas spać. Jutro rano pobudka by załapać się na zorganizowaną grupę do rezerwatu ścisłego. Tylko z przewodnikiem tam można wejść. A w zależności od ilości osób zmienia się też cena pojedynczego biletu.

Sobota – 16.02.2013
    Wstajemy, śniadanie, przygotowanie prowiantu na wycieczkę i już idziemy do punktu PTTK. Tam dowiadujemy się że grupa będzie wychodzić godzinę później. No to mamy czas na szybki spacer, tym razem za dnia. Oto i kilka zdjęć z Białowieży.

    O 10 grupa się zebrała, całe 12 osób. Na tę porę roku to całkiem sporo. Razem ze wszystkimi wyruszamy najpierw do muzeum Białowieskiego Parku Narodowego w celu zakupienia biletów wstępu do parku, a potem dalej do samego rezerwatu ścisłego. Tam po przejściu przez ładną, drewnianą bramę wita nas puszcza. I to widać od razu! Wszędzie powalone drzewa, inne drzewa wysokie na 30m. A wszystko ładnie pokryte śniegiem. Z początku idziemy normalna drogą by potem wejść w las i iść gęsiego wąską ścieżką. Widoki przepiękne, jednak liczna grupa powoduje że jedynymi zwierzętami jaki spotykamy są kruki i dzięcioł. Znowu wychodzimy na główną drogę, gdzie znajdujemy oryginalny słup leśny z XIX w. i miejsce pamięci. Co jakiś czas spotyka się innych ludzi, leśników lub studentów. Idąc dalej dochodzimy do powalonego już Dębu Jagiełły. Nawet leżący robi wrażenie, gdyż liczy sobie ze 40 m długości. Potem widzimy jeszcze rzadkość w puszczy, sosnę która też jest strasznie wysoka. Powoli zaczynamy zbierać się do wyjścia. Trochę zawiedzeni nie zauważeniem żadnego żubra, wilka czy chociaż sarenki kończymy naszą wycieczkę przy muzeum. Łącznie trwała około 3 i pół godziny, a przewodnik spisywał się dzielnie opowiadając o wielu rzeczach. Poniżej kilka zdjęć z samej puszczy.

    Stwierdzamy jednak że zobaczenie żubra to priorytet. W tym celu podjeżdżamy do rezerwatu pokazowego. Takie mini zoo. Tam w zagrodach znajdują się tarpany, jelenie, łosie, dziki, wilki, jeden ryś, trzy żubronie, no i oczywiście żubry. Żubronie to połączenie żubra z bydłem domowym. Jest większy i bardziej przypomina krowę. Dużą atrakcja okazują się wilki które są prześlicznymi stworzeniami. Ryś też jest niczego sobie, tylko siedział biedny pod daszkiem i narzekał pewnie na zbyt małą klatkę. Podczas zwiedzania mieliśmy szczęście że pracownik wysypał nowe siano dla żubrów. Potem zaczął uderzać w wiaderko i żubry przybyły bo wiedziały że to oznacza wezwanie na obiad. Wśród stada żubrów jest jeden samiec, kilka samic i jeden malutki żuberek, który wesoło skakał wokół stada. Część żubrów poszła jeść, jednak naszą uwagę przykuły inne. Jeden tarzał się w śniegu, drugi drapał się o pieniek a trzeci, znalazł sobie nową zabawkę. Ową zabawką okazała się 5 metrowa brzoza, którą wziął między rogi i machał, i podrzucał sobie wesoło. Śmieszny widoczek. No to czas na kolejną porcję zdjęć.

    Po powrocie poszliśmy na obiadokolację do restauracji. Zamówiłem gulasz z jelenia z rodzajem babki ziemniaczanej, regionalne danie. Całe danie było naprawdę smaczne, mięsko jelenia okazało się kruche i nie smakowało jak kurczak. Po jedzonku czas na drzemkę, która trochę się przedłużyła. Ale po wstaniu postanowiliśmy pójść do herbaciarni. Zaszliśmy do niej na 5 min przed zamknięciem. Po szybkiej naradzie zmieniliśmy plan wycieczki na Restaurację Carską. Była oddalona o jakieś 2 km i szło się czasami nieoświetloną drogą, ale daliśmy radę dojść i dodatkowo udało się zamówić ciastko i herbatkę. Sama restauracja mieści się w starym, wyremontowanym dworcu kolejowym. Kelner po krótkiej rozmowie przyniósł nam album ze zdjęciami jak wyglądał budynek przed remontem i w trakcie samego remontu. Poniżej kilka zdjęć, niestety robionych komórką.

    W drodze powrotnej spotkaliśmy jeszcze dwie sarenki na drodze, które uciekły przed nami. Tym miłym akcentem zakończył się drugi dzień.

Niedziela – 17.02.2013
    Po spakowaniu plecaków i zdaniu kwatery pojechaliśmy do wsi Budy, do skansenu. Po drodze myśleliśmy by wejść na szlak dębów królewskich, ale zbyt turystyczne podejście do tematu i opłata za parking zniechęciła nas. W skansenie, w którym byliśmy jedynymi gośćmi, pan przewodnik bardzo dobrze i emocjonalnie opowiadał o wszystkich sprawach i chętnie odpowiadał na pytania. Czasami nawet prezentował jak działały niektóre narzędzia, którymi posługiwali się mieszkańcy tych terenów. Powiedział nam też o kilkunastu wielkich dębach, które rosną rzut beretem od wsi. Jest też autorem małej książeczki o wsi Budy (książeczka naprawdę ciekawa). Po skansenie pojechaliśmy do tych dębów, które naprawdę robią wrażenie. Największy ma 6 m w obwodzie i ponad 30 m wysokości.

    Napotkana pani, która przyszła dokarmiać zwierzęta, powiedziała nam gdzie ostatnio było widać żubry. Pojechaliśmy do tego paśnika bo był po drodze. Niestety, żubrów nie było, ale były ich ślady.

     Kolejnym celem był objazd całej miejscowości Białowieża, by zobaczyć dokąd ona sięga i jak wygląda. Zrobiło się też kilka zdjęć z niej.

    Następnie pojechaliśmy do Miejsca Mocy. Po wjeździe do lasu ukazała nam się piękna zima. Dojechaliśmy do parkingu, dalej pieszo przez ledwo wydeptane ścieżki doszliśmy do celu. Poza kilkoma kamieniami, które były przysypane przez śnieg, więc wierzę że tam były. To w sumie taka polanka w środku lasu z wieżą widokową. No żadnych pozytywnych prądów ani wibracji nie poczułem, ale może jestem po prostu zbyt gruboskórny. W każdym razie kilka ładnych zdjęć udało się cyknąć.

    Po powrocie do samochodu następuje małe przepakowanie się i już wyruszamy w drogę. Jedynie kozioł sarny stał tak blisko drogi że zatrzymaliśmy się, by zrobić mu zdjęcie. Już wtedy odchodził, ale i tak go widać na zdjęciu. Naprawdę wyglądał szlachetnie stojąc wyprostowany w środku lasu pokrytego śnieżnym puchem.

    A dalej to już droga do domciu. Droga trochę średniej jakości, ale udało się dojechać do ósemki. Dalej to już z górki.

    Wyjazd może i krótki, jednak bardzo intensywny. Puszcza i okoliczne tereny bardzo mi się spodobały. Chciałbym tam jeszcze wrócić. Poczekam tylko do wiosny lub lata, by wtedy ujrzeć drugie oblicze puszczy.

Pozdrawiam!
Witek