Pierwszy artykuł z serii będzie dotyczył chyba najprzyjemniejszej części górskich wyjazdów.

Czyli tej związanej z jedzeniem. A dokładniej kuchni i przyborów kuchennych.

Pamiętam jak wybrałem się z moją drużyną harcerską na swój pierwszy obóz wędrowny po Bieszczadach. Taki z namiotami. Mieliśmy dwie kuchenki benzynowe, popularne Breżniewki. Inaczej zwane też Prymusami. Pomimo tego, że nie musiałem je nosić to i tak zapadły mi w pamięć. Podczas przygotowywania któregoś posiłku zapaliła się strzelając dużym płomieniem. Musieliśmy sobie potem dać radę już tylko z jedną kuchenką. 

Podczas tej wyprawy, kuchenka może i nie była najlżejsza, jednak mój problem z pakowaniem leżał gdzie indziej. A dokładniej w ilości moich osobistych rzeczy kuchennych, które sam zabrałem na tę wyprawę. 

Naczynia

Na tym obozie wędrownym używałem tradycyjnej, aluminiowej menażki typu harcerz. Do tego metalowy kubek na herbatę. Menażka przydawała się do gotowania na ognisku, a kubek zawsze był czysty i gotowy na przyjęcie ciepłej porcji herbaty. Pokrywka, dzięki której można było oszczędzać czas i paliwo podczas gotowania, przy okazji służyła za tackę do krojenia. Całość ważyła: 409 gramów. Powiedzmy, że tutaj nie ma się do czego przyczepić, bo możemy stracić na komforcie. Może jakbyście mieli w przyszłości wymienić menażkę, to można by zainteresować się tematem, ale to może oznaczać już nie taki mały wydatek. Dlatego warto poszukać gdzie indziej jak sami się przekonacie poniżej. Zauważyłem, że niektórzy turyści używają specjalnych, dodatkowych składanych talerzy i innych naczyń. Mając menażkę służącą do gotowania strawy nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by jeść prosto z niej. Dania nie będą tak szybko stygły, a poza tym będzie lżej i również mniej zmęczymy się przy zmywaniu.

Z mojej strony pożegnałem się jednak z menażką typu harcerz i wybrałem menażkę z radiatorem i pokrywką, która robi za kubeczek. Radiator może waży, ale dzięki niemu oszczędzam paliwo i w gorszych warunkach pogodowych mam możliwość zagotowania wody. Chodzi mi o to, że bez radiatora możemy znaleźć się w takiej sytuacji, że straty cieplne będą większe niż ciepło dostarczane przez kuchenkę. Aczkolwiek dla typowego turysty oszczędność paliwa, nawet na tygodniowej wycieczce, nie będzie aż taka istotna. A w ciężkich warunkach lepiej nie wychodzić w góry tylko przeczekać w bezpiecznym miejscu.  Dlatego dla Was polecam wybrać bez radiatora – będzie jeszcze lżejsza. A żeby nie było, że polecam coś czego sam nie używam, to w przyszłości sam zamierzam mieć tylko duży kubek z przykrywką, który będzie robił za garnek do gotowania i wielki kubas do herbaty. 

Kiedyś Waga [g] Teraz Waga [g]
Menażka 301 Menażka 293
Kubek 108    
Suma 409 Suma 293

Kuchenka

Dla przeciętnego i wygodnego turysty polecam prostą kuchenkę gazową. Wygoda i łatwość używania sprawia, że tę opcję wybrało bardzo wiele osób. Cena gazu może i droga, ale dla kogoś kto nie jeździ tak dużo w góry, powinna być do zaakceptowania. Można jeszcze pokusić się o kuchenki na alkohol bądź kuchenki na drewno (nawet do zrobienia z ociekacza do sztućców). Jednak głównie ze względu na wygodę użytkowania polecam coś na gaz. Jeśli takiej nie masz to wybór jest chyba tylko jeden! BRS-3000T. Do kupienia w Państwie Środka za kilkanaście dolarów. Waga 28 gramów łącznie z pokrowcem przebija wiele innych kuchenek. Tania, lekka i działa. Dla zwykłego turysty nie potrzeba niczego więcej. Na mojej wyprawie Szlakiem Św. Olafa możecie przeczytać, że używałem kuchenki MSR Pocket Rocket (124 gramy). Nie zdecydowałem się wtedy na BRS-3000T, ponieważ nie byłem pewny jakości. Teraz po kilku użyciach jestem przekonany, że ona też dałaby radę.

Ewentualnie, można w ogóle nie zabierać kuchenki. W zamian bierzemy tylko posiłki do zjedzenia na zimno bądź do zalania wrzątkiem, który możemy nabyć w schroniskach. A poza tym w razie wypadku lub większego lenistwa bądź innego kryzysu możemy po prostu coś zjeść w schronisku lub innym bufecie. W ostateczności można też po prostu zrobić ognisko, na którym ugotuje się jedzenie, pamiętając by nie rozpalać ognisk w parkach narodowych i stosować zasady zdrowego rozsądku i trzymać się ostrzeżeń leśniczych.

Sztućce

Na wspomnianym we wstępie wyjeździe, ze sztućców miałem składany, metalowy niezbędnik (łyżka + widelec). Do tego całkiem spory nóż. Przydawał się do rąbania większych kawałków drewna. Dodatkowo z ostrzy miałem jeszcze wielki scyzoryk z milionem funkcji. Odkąd pamiętam, to przydały się z niego tylko nożyczki, by uciąć kawałek plastra czy taśmy. Ważyło to wszystko 407 gramów. 

W chwili obecnej zamiast metalowego niezbędnika używam plastikowej łyżki z Decathlonu. Wolę to od tradycyjnego sporka, bo ma większą komorę zupną (i się nie łamie). Widelec z mojego doświadczenia okazuje się niezbędny tylko przy jedzeniu nieposzatkowanej sałaty, czego na tego typu wyjazdach nie jadam. Resztę pokarmów spokojnie da się pobrać z menażki przy pomocy łyżki. W zestawie był jeszcze widelec, nożyk i karabińczyk do spinania wszystkiego razem. Jednak jak napisałem, używam tylko łyżki i nie głoduję. Na koniec jeszcze taka mała dygresja. Jeżeli będziecie chcieli bardzo ograniczyć wagę i zdecydujecie się wziąć łyżkę z zestawu sztućców jednorazowych, to wybierajcie chociaż te z grubszego plastiku. By się nie stopiła od gorącego dania!

Natomiast zamiast wielkich noży używam teraz już wyłącznie malutkiego noża z mini pokrowcem na ostrze z Ikei za niecałe 6zł! A jak mam ochotę na ognisko, to po prostu wybieram gałęzie, które połamię własnymi siłami. Waga nożyka wynosi zawrotne 26 gramów.

Kiedyś Waga [g] Teraz Waga [g]
Niezbędnik 56 Łyżka 8
Nóż 147 Nóż 26
Scyzoryk 204    
Suma 407 Suma 34

Jeszcze powinienem napisać o jednym narzędziu. Siekierka lub składana piła. Ale mam do niej taki sam stosunek jak do dużego noża. Otóż dla dużej grupy osób rozumiem, że jest to bardzo wygodne narzędzie i jego ciężar da się zaakceptować w zamian za wygodę przy przygotowywaniu większych ognisk. Dla małej grupy osób, jednak nie była ona nigdy niezbędna. Paląc mniejsze ognisko jest poza tym mniejsze ryzyko pożaru i mniejszy wpływ na środowisko.

Camelbak i transportowanie wody

Powiem szczerze, że kiedyś interesowałem się tym gadżetem, ale stwierdziłem, że dla przeciętnego turysty w polskich warunkach jest to zbędne. O wiele lżej jest wziąć zwykłą butelkę po wodzie (1,5l). Będzie najlżejsza i najtańsza. Aby była jeszcze lżejsza nie musimy jej napełniać do końca, jeśli wiemy, że po drodze będzie możliwość uzupełnienia wody (np. w strumieniu czy w następnym schronisku). Z innych rzeczy, jakie używałem do transportu wody to był plastikowy bidon. Cięższy od butelki, jednak w chłodne noce może pełnić funkcję termoforu, a w ciągu dnia robić za kubek do herbaty. Jeśli zamierzacie nocować w lecie w schroniskach to raczej ta funkcja nie będzie wymagana. Jak nie patrzeć to woda jest jedna z najcięższych rzeczy kuchenno-jedzeniowych jaką mamy w plecaku. 1l wody waży przecież aż 1kg! – Przeciętna waga bukłaku typu Camelbak to 100-150 gramów, bidonu 123 gramy a przykładowej butelki 1,5 litrowej to tylko 35 gramów. Da się znaleźć lżejsze, poszukajcie!

Termos i kubek termiczny

Nie raz widziałem turystów noszących termosy pełne herbaty. Do tego kubek termiczny. I to w okresach letnich. Nawet pomimo dostępności wrzątku na własnej kuchence bądź w schroniskach. No i one w środku przecież też mają ciecz, która waży tyle ile woda. Czyli bardzo dużo! Z mojego punktu widzenia, zdecydowanie zbędny ciężar. Nie zabierając termosu możemy zaoszczędzić aż 304 gramów i 199 gramów, gdy nie weźmiemy kubka termicznego. Razem to aż 0,5 kilograma! Tutaj nakłaniam, by zmienić swoje nastawienie i poświęcić jednak trochę wygodę picia herbaty kilka razy dziennie na rzecz dużej oszczędności wagowej. W zamian dostaniemy lżejszy plecak, a herbatę będziemy mogli wypić rano i wieczorem w schronisku oraz podczas obiadu, gdy będziemy gotować wodę na własnej kuchence lub ognisku. Dla miłośników herbaty w ostateczności polecam zastanowić się nad wzięciem mniejszego termosu. Może będzie to mniejsza ilość płynu, ale poza wagą samego termosu zaoszczędzicie wagę płynu w środku.

Podsumowanie

Mój zestaw kuchenny ważył kiedyś dokładnie: 816 gramów. Dzisiaj waży tylko 327 gramów. Różnica wynosi prawie 0,5 kilograma! A gdybym miał menażkę bez radiatora, to byłoby jeszcze taniej i lżej. Uważam, że to i tak całkiem niezły wynik. Jesteśmy dopiero przy części kuchennej. Przed nami kolejne części plecaka do odchudzania.  Jak już wiecie w przyszłości sam zamierzam jeszcze zmniejszyć tę wagę, wymieniając m.in. menażkę na kubek z płaską pokrywką. Poza wagą można oczywiście również zaoszczędzić pieniądze, bo wcale nie trzeba kupować drogich Camelbaków, markowych termosów czy wielkich noży. Ponadto tańsze odpowiedniki nie są wcale gorsze. 

Kiedyś Waga [g] Teraz Waga [g]
Menażka 301 Menażka 293
Kubek 108    
Niezbędnik 56 Łyżka 8
Nóż 147 Nóż 26
Scyzoryk 204    
Suma 816 Suma 327

Zdaję sobie sprawę, że mogliście się spodziewać większej różnicy w wadze. Ale to właśnie małymi krokami uda nam się odchudzić plecak, sami się przekonacie! Sprawdźcie ile ważą Wasze zestawy kuchenne i podzielcie się tym w komentarzu! Ciekaw też jestem jak bardzo uda Wam się zmniejszyć wagę uzyskanego wyniku.

Pozdrawiam,
Witek