Trzeba kuć żelazo póki gorące! Mając wenę i czas chciałbym przedstawić mój pierwszy wyjazd do Holandii! Dokładniej do Amsterdamu. Zatem zapraszam do lektury.

Do Holandii wyleciałem wraz z dwoma kolegami z pracy w sobotę 15 października 2016 roku. Celem były zawody TCS Amsterdam Marathon.  Jeden biegł  cały maraton a drugi półmaraton.  Ja jako cienki Bolek nie biegłem maratonu lecz jedyne 8 km. No ale mniejsza o to! Lądujemy na lotnisku Schiphol gdzie autobusem podjeżdżamy do naszego hotelu. Tam zostawiamy rzeczy i udajemy się na stadion olimpijski w celu pobrania zestawów startowych i rozeznaniu się w sytuacji na miejscu.  Po obejrzeniu hal wystawowych udajemy się do centrum w celu ujrzenia Amsterdamu nocą. Udaje nam się zwiedzić m.in. dzielnicę czerwonych latarni. Ostatnim razem jak tam byłem, w 2011 roku, to było w niedzielę w godzinach familiady i wiele nie zobaczyłem. Teraz było lepiej, aczkolwiek i tak się zdziwiłem. Zdziwienie polegało na tym, że ja kiedyś myślałem, że Miłe Panie zapraszają i idą z klientem gdzieś dalej. A się okazało, że one stoją już w tym pokoju gdzie się obsługuje klienta.  Ponadto można było też pooglądać wystawy sklepów dla dorosłych. Po niezbyt wyczerpującym spacerze wracamy do hotelu ponieważ trzeba się wyspać przed zawodami!

Pobudka dość wcześnie rano, bo start jest o 9:30, ale trzeba być odpowiednio wcześniej na miejscu. Pogoda super. Słońce, trochę chmurek i temperatura odpowiednia, by biec w krótkim rękawku i się nie spocić ani zgrzać. Nie przeczę, że miałem dużą tremę. Niby tylko 8 km, ale bardziej chodziło o wielkość imprezy. Tym razem nauczony doświadczeniem starałem się utrzymać jednolite tempo. Sam bieg był miły. Co jakiś czas stali DJ’e zagrzewając swoją muzyką do biegu. Starałem się cały czas kogoś wyprzedzać. I nie powiem, opłaciła się ta taktyka. Pobiegłem lepiej niż zakładałem. Poniżej 5min/km tempo bardzo mnie satysfakcjonowało. Po biegu poszedłem do strefy VIP, bo taką mieliśmy wykupioną. Mogłem tam się posilić i w spokoju poczekać na kolegów, ponieważ ich biegi znacznie dłuższe trwały odpowiednio dłużej. Po zawodach wróciliśmy do hotelu po rzeczy, skąd musieliśmy się przetransportować do Amersfoortu. Zatem pojechaliśmy na lotnisko, by stamtąd pociągiem udać się do miejsca docelowego oddalonego o około 50 km na południowy wschód od stolicy Królestwa Niderlandów.

Następnego dnia w Amersfoorcie na chwilę zajrzeliśmy do biura i pozałatwialiśmy sprawy, które mieliśmy, a potem wróciliśmy do Amsterdamu. Tym razem stwierdziliśmy, że nie będziemy nadwyrężać nóg i zwiedzimy Amsterdam od innej strony. Udaliśmy się na jedną z barek pływających po kanałach gdzie na siedząco mogliśmy i oglądać i słuchać przewodnika. Polecam, bo można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy np.: gdzie jest najcieńsza kamienica w mieście czy jaka barka mieszkalna jest znana i dlaczego.

Po  tej wycieczce poszliśmy coś zjeść i wróciliśmy na lotnisko. Stamtąd już prosto do Warszawy. Wyjazd chodź krótki, bardzo udany. Zaczynam mieć kolekcje medali (całe 2). Za to wiedza zdobyta podczas tego wyjazdu przydała się podczas kolejnego wyjazdu do Holandii, który miał miejsce 3 tygodnie później. Ale o tym w następnym wpisie!

Pozdrawiam,
Witek