Francja kilka dni po spaleniu katedry Notre Dame.

Do Francji poleciałem w Wielki Piątek. 5 dni po tragicznych wydarzeniach z Paryża. Wylądowałem na lotnisku w Beauvais. Tym razem wraz z moją drugą połówką zdecydowaliśmy się w końcu, żeby pojechać do centrum miasteczka, gdzie chciałem zobaczyć gotycką katedrę z XVI wieku. Okazało się, że robi naprawdę spore wrażenie. Po pierwsze, posiada najwyższe sklepienie gotyckie na świecie. Po drugie, nie ma głównego wejścia naprzeciwko ołtarza tylko posiada dwa ogromne portale po bokach. Warto zobaczyć!

Po wyjściu z katedry poszliśmy na wystawę sztuki mieszczącą się tuż obok, w pałacu biskupów. Później przechadzając się po miasteczku trafiliśmy dodatkowo na rzymskie mury pochodzące aż z IV wieku. Wielu osobom Beauvais kojarzy się tylko z lotniskiem dla tanich linii lotniczych, ale według mnie to całkiem ładne miasteczko, z rynkiem, ratuszem i samodzielnymi autobusikami.

Następnego dnia, wraz z całą rodziną, udaliśmy się do Fondation Louis Vuitton na wystawę impresjonistów z kolekcji pana Courtauld. Udało się zobaczyć m.in. autoportret Vincenta van Gogha czy „Gare St-Lazare” Claude Monet’a. Na uwagę także zasługuje sam budynek, który jest naprawdę wyjątkowy. Przeszklona elewacja z wieloma półokrągłymi płaszczyznami. Przy samym budynku rozciąga się park miejski Jardin d’Acclimatation, gdzie można sobie poleżeć na trawce, albo chodzić z dziećmi po różnych atrakcjach, a całkiem blisko można pochodzić po lasku Bois de Boulogne.

Po wystawie pojechaliśmy w stronę Île de la Cité.  Tam ujrzałem katedrę Notre Dame w innej sytuacji niż zwykle. Wyspa w okolicach katedry była zamknięta dla zwiedzających i samochodów. Katedra nie była oświetlona, co potęgowało ponurą atmosferę miejsca. Jedynie jak przepływały łodzie wycieczkowe, to one oświetlały katedrę swoimi reflektorami. Przygnębiający widok.

Trzeciego dnia zaplanowaną mieliśmy całodniową wycieczkę. Początkowo mieliśmy jechać do Rouen, jednak zmieniliśmy plan i pojechaliśmy do krainy słynnego alkoholu, czyli do Szampanii! Pierwszym przystankiem była miejscowość Provins. W 2001 roku wpisana na listę UNESCO, ponieważ posiada zachowany w bardzo dobrym stanie układ i zabudowę pochodzącą ze średniowiecza oraz oryginalne mury obronne z XII wieku. Przechodząc uliczkami między bardzo ładnymi zabudowaniami można naprawdę poczuć klimat dawnych wieków. Przypominało mi to trochę Mont Saint Michel (link do starego bloga). Jednak tamto miejsce robiło dużo większe wrażenie ze względu na położenie. W Provins udało nam się wejść do kościoła, w którym Joanna d’Arc uczestniczyła w swojej ostatniej mszy. Weszliśmy też do wieży Cezara. Jest to donżon z XII wieku o okrągłej podstawie, kwadratowym pierwszym piętrze i ośmiokątnym górnym piętrze. Trochę skomplikowane, ale spójrzcie na zdjęcia. Widoki stamtąd były naprawdę ładne.

Kolejnym celem wycieczki było miasto Epernay. Tam podjechaliśmy od razu do wytwórni jednego z szampanów, czyli do domu de Castellane, który działa od 1895 r. W środku mogliśmy wejść na wieżę, by podziwiać miasto. Wieża ta została wybudowana jako wieża ciśnień, jednak już pierwszej zimy, woda w instalacjach pozamarzała i zaprzestano jej używać w tym celu. W budynku znajduje się także muzeum w stylu lat 90., jednakże można się czegoś fajnego dowiedzieć o ile zna się francuski, bądź ma się tłumacza. Całe szczęście głównym punktem wycieczki było zejście do piwnic, gdzie produkuje się szampan (ponad 6km korytarzy!). Wycieczka była z przewodnikiem i to po angielsku. Mogliśmy posłuchać o historii tego alkoholu, procesie produkcyjnym, ewolucji tego procesu jak i zobaczyć na własne oczy nowoczesną linię produkcyjną. Dowiedzieliśmy się m.in., że każda winnica ma ograniczoną powierzchnię upraw, ograniczoną ilość zbiorów, że do zbiorów nie można używać maszyn, a jedynie ręczne zbieranie owoców jest dopuszczalne, by szampan mógł być prawdziwym Szampanem. To wszystko wpływa oczywiście na wysoką cenę trunku. Mieliśmy szczęście, bo linia akurat pracowała. Współcześnie pracuje ona tylko 3 dni w tygodniu. Najbardziej zaciekawił mnie moment, kiedy pani tłumaczyła nam jak pozbywają się osadów z butelki przed końcowym zakorkowaniem butelki. Otóż najpierw w butelce umieszcza się plastikowy „cyngwajs/wihajster” w kształcie kieliszka. Następnie kapsluje się zwykłym kapslem jak do piwa. Później butelka przez 4 tygodnie jest ułożona dnem do góry i jest obracana co tydzień o ¼ obrotu. W tym czasie osady spływają do naszego plastikowego czegoś. Po miesiącu należy go wyjąć wraz z osadami, które do niego spłynęły. Ale jak to zrobić, by nie stracić dużo trunku? Otóż samą szyjkę butelki zamraża się! Potem odkapslowuje, a pod wpływem ciśnienia nasz cyngwajs wraz z zamrożonymi osadami sam wyskakuje. Dopiero potem można korkować ostatecznie.

Oczywiście wycieczka zakończyła się degustacją ;). Następnie poszliśmy jeszcze pochodzić po mieście. Chcieliśmy zajrzeć do kościoła i synagogi. Niestety były zamknięte. Największe wrażenie robi główna ulica Avenue de Champagne, przy której stoją inne domy „szampana”. To był nasz ostatni punkt wycieczki. Wracając do domu, jechaliśmy bocznymi drogami, przy których rosły pola rzepaku i podziwialiśmy piękne widoki francuskiej wsi. Jeśli mógłbym tam wrócić, wybrałbym może inną porę roku, np. czerwiec, gdy krzewy winogron mają już zielone liście.

Poza przygnębiającym widokiem katedry Notre Dame, wyjazd okazał się bardzo miły i spokojny.  Cieszę się, że jeszcze tyle jest rzeczy do zwiedzania i za każdym razem poznaję coś innego.

Pozdrawiam,
Witek

PS: Jeśli Wam ten wpis się podoba to proszę o polubienie strony na Facebooku, udostępnienie wpisu i obserwowanie mnie na Instagramie. Będzie mi niezmiernie miło :).